“
Po co wtapiać się w tłum? Zmień kolor na sensacyjnie piękny. Unikalna technologia sensacyjnych barwników, łatwa w użyciu kremowa konsystencja, przyjemny kwiatowy zapach. Świetliste długotrwałe blondy, roziskrzone płomienne czerwienie, głębokie lśniące czernie. Bądź sensacyjnie piękna!” – tak brzmi treść reklamy jednego z szamponów koloryzujących. Kto z nas nie chce być atrakcyjny, nie chce ukryć siwych włosów, czy po prostu odmienić swojego wyglądu?
Ludzie od wieków zmieniali kolor włosów, wykorzystując do tego chociażby barwniki różnych roślin. Przy bardziej naturalnych metodach takich jak koloryzacja henną, wyciągiem z orzecha, czy rozjaśnianie rumiankiem, były również metody bardziej drastyczne.
Jedna ze starożytnych receptur brzmi następująco: "Zmieszaj z wodą tlenek ołowiu i wapno gaszone. Wcieraj otrzymaną pastę we włosy. Po trzech dniach twój nowy kruczoczarny włos ani nie wyblaknie, ani się nie zmyje."
Tlenek ołowiu jest substancją trującą, która kumuluje się w organizmie. Uszkodzenia układu nerwowego, wątroby, nerek, szpiku kostnego - taką cenę płacili kiedyś starożytni za to by być atrakcyjnymi.
Choć dziś zastosowanie takiej mikstury niejednej osobie wydaje się absurdalne, wiele osób wcale nie jest mądrzejszych. Nieraz zdarzyło mi się jechać autobusem i zwrócić uwagę na kobiety, którym spod misternie ułożonych farbowanych włosów prześwitywały łyse połacie skóry. Ba! Widuję coraz więcej młodych dziewczyn w modnym kolorze, z tonsurą na głowie. I tak zastanawiam się, kiedy doszliśmy do wniosku, że kolorowy rzadki włos, jest lepszy od zdrowego naturalnego, czy siwego?
Nie od dziś wiadomo, że radyklane zmiany koloru niszczą strukturę włosa, a silne chemikalia, które się stosuje obecnie w farbach, są toksyczne dla ludzkiego organizmu. Parafenylenodiamina (PPD), rezorcyna, amoniak, kobalt czy nikiel to tylko niektóre substancje, na które bardzo szybko uczulają się farbujący. Farbowanie nie tylko może wywołać reakcję uczuleniową. Przede wszystkim przyczynia się do łamliwości, wysuszenia i nadmiernego wypadania włosów.
Najbardziej głośno swojego czasu było w mediach o PPD (barwniku, który wystepuje nie tylko w farbach trawłych, ale i "zmywalnych"). Jest to substancja, która utleniając się ciemnieje. W wyniku tego procesu powstają silne alergeny, które nie tylko mogą wywołać wysypkę, podrażnienie skóry, czy opuchliznę. W pojedynczych przypadkach zdarzają się gwałtwone reakcje alergiczne, śpiączka, a nawet śmierć.
PPD powoduje alergię u co trzeciego fryzjera (dane z Włoch, Hiszpanii i Grecji). Co ciekawe, oceniając częstość występowania nadwrażliwości na ten alergen u fryzjerów i klientów salonów fryzjerskich, stwierdzono, że częściej uczulenie na PPD dotyczy klientów niż samych fryzjerów (źródło: Instytut Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi). A to z prostej przyczyny, fryzjerzy stosują rękawiczki ochronne.
W pewnych źródłach można przeczytać, że zabroniono stosowania PPD w niektórych krajach Europy. Niestety nie jest to prawdą. Prawie wszystkie trwałe farby do włosów zawierają PPD. Substancję tę stosuje się, gdyż jest ona niezastąpiona w pokryciu siwych, czy jasnych włosów ciemnym kolorem. Jak do tej pory nie udało się wyprodukować ani w Europie, ani na świecie godnego zamiennika. To co udało się producentom farb, to zmniejszenie ilości potrzebnej do koloryzacji. A ponieważ silne reakcje uczuleniowe są rzadkie, na PPD nałożono tylko pewne ograniczenia, które opisuje europejska dyrektywa o kosmetykach.
Niestety, PPD jest tylko jedną z wielu niebezpiecznych substancji stosowanych w farbach do włosów, które wbrew zapewnieniom reklam nie odżywiają i nie wzmacniają włosów.
Ja zaczęłam farbować włosy w szkole średniej. Były i płomienne czerwienie i głębokie czernie (nie było blondu, bo nie chciałam wyglądać głupio). Farbowałam u profesjonalisty. Jak wiele moich koleżanek uważałam, że jestem tego warta. Długo mi zajęło zrozumienie, że chcąc być zadbaną według współczesnej mody, tak naprawdę niszczyłam swoje włosy i zdrowie. Dopiero dziś wiem, że ładna i dobrze dobrana fryzura w naturalnym kolorze potrafi podkreślić naszą urodę dużo lepiej niż jakakolwiek farba.
Powrót do naturalnego koloru nie obył się u mnie bez obcięcia włosów „na chłopaka”. Pocierpiałam i włosy odrosły. Przyznam, że nigdy wcześniej nie były tak gęste i lśniące, a ja tak bardzo zadowolona z ich wyglądu. A najlepiej świadczy o tym moja nowa fryzjerka, która gdy mnie pierwszy raz zobaczyła, na dzień dobry zapytała: „Kto pani tak świetnie kolor położył?” Jak to kto? Mama. No dobrze, Tata też pomagał…
Ludzie od wieków zmieniali kolor włosów, wykorzystując do tego chociażby barwniki różnych roślin. Przy bardziej naturalnych metodach takich jak koloryzacja henną, wyciągiem z orzecha, czy rozjaśnianie rumiankiem, były również metody bardziej drastyczne.
Jedna ze starożytnych receptur brzmi następująco: "Zmieszaj z wodą tlenek ołowiu i wapno gaszone. Wcieraj otrzymaną pastę we włosy. Po trzech dniach twój nowy kruczoczarny włos ani nie wyblaknie, ani się nie zmyje."
Tlenek ołowiu jest substancją trującą, która kumuluje się w organizmie. Uszkodzenia układu nerwowego, wątroby, nerek, szpiku kostnego - taką cenę płacili kiedyś starożytni za to by być atrakcyjnymi.
Choć dziś zastosowanie takiej mikstury niejednej osobie wydaje się absurdalne, wiele osób wcale nie jest mądrzejszych. Nieraz zdarzyło mi się jechać autobusem i zwrócić uwagę na kobiety, którym spod misternie ułożonych farbowanych włosów prześwitywały łyse połacie skóry. Ba! Widuję coraz więcej młodych dziewczyn w modnym kolorze, z tonsurą na głowie. I tak zastanawiam się, kiedy doszliśmy do wniosku, że kolorowy rzadki włos, jest lepszy od zdrowego naturalnego, czy siwego?
Nie od dziś wiadomo, że radyklane zmiany koloru niszczą strukturę włosa, a silne chemikalia, które się stosuje obecnie w farbach, są toksyczne dla ludzkiego organizmu. Parafenylenodiamina (PPD), rezorcyna, amoniak, kobalt czy nikiel to tylko niektóre substancje, na które bardzo szybko uczulają się farbujący. Farbowanie nie tylko może wywołać reakcję uczuleniową. Przede wszystkim przyczynia się do łamliwości, wysuszenia i nadmiernego wypadania włosów.
Najbardziej głośno swojego czasu było w mediach o PPD (barwniku, który wystepuje nie tylko w farbach trawłych, ale i "zmywalnych"). Jest to substancja, która utleniając się ciemnieje. W wyniku tego procesu powstają silne alergeny, które nie tylko mogą wywołać wysypkę, podrażnienie skóry, czy opuchliznę. W pojedynczych przypadkach zdarzają się gwałtwone reakcje alergiczne, śpiączka, a nawet śmierć.
PPD powoduje alergię u co trzeciego fryzjera (dane z Włoch, Hiszpanii i Grecji). Co ciekawe, oceniając częstość występowania nadwrażliwości na ten alergen u fryzjerów i klientów salonów fryzjerskich, stwierdzono, że częściej uczulenie na PPD dotyczy klientów niż samych fryzjerów (źródło: Instytut Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi). A to z prostej przyczyny, fryzjerzy stosują rękawiczki ochronne.
W pewnych źródłach można przeczytać, że zabroniono stosowania PPD w niektórych krajach Europy. Niestety nie jest to prawdą. Prawie wszystkie trwałe farby do włosów zawierają PPD. Substancję tę stosuje się, gdyż jest ona niezastąpiona w pokryciu siwych, czy jasnych włosów ciemnym kolorem. Jak do tej pory nie udało się wyprodukować ani w Europie, ani na świecie godnego zamiennika. To co udało się producentom farb, to zmniejszenie ilości potrzebnej do koloryzacji. A ponieważ silne reakcje uczuleniowe są rzadkie, na PPD nałożono tylko pewne ograniczenia, które opisuje europejska dyrektywa o kosmetykach.
Niestety, PPD jest tylko jedną z wielu niebezpiecznych substancji stosowanych w farbach do włosów, które wbrew zapewnieniom reklam nie odżywiają i nie wzmacniają włosów.
Ja zaczęłam farbować włosy w szkole średniej. Były i płomienne czerwienie i głębokie czernie (nie było blondu, bo nie chciałam wyglądać głupio). Farbowałam u profesjonalisty. Jak wiele moich koleżanek uważałam, że jestem tego warta. Długo mi zajęło zrozumienie, że chcąc być zadbaną według współczesnej mody, tak naprawdę niszczyłam swoje włosy i zdrowie. Dopiero dziś wiem, że ładna i dobrze dobrana fryzura w naturalnym kolorze potrafi podkreślić naszą urodę dużo lepiej niż jakakolwiek farba.
Powrót do naturalnego koloru nie obył się u mnie bez obcięcia włosów „na chłopaka”. Pocierpiałam i włosy odrosły. Przyznam, że nigdy wcześniej nie były tak gęste i lśniące, a ja tak bardzo zadowolona z ich wyglądu. A najlepiej świadczy o tym moja nowa fryzjerka, która gdy mnie pierwszy raz zobaczyła, na dzień dobry zapytała: „Kto pani tak świetnie kolor położył?” Jak to kto? Mama. No dobrze, Tata też pomagał…