niedziela, 25 listopada 2012

Chemiczna kastracja więźniów

Kilka miesięcy temu The Washington Times opublikował artykuł dotyczący pozwu więźniów z Danville Correctional Facility (na południe od Chicago) przeciwko stanowemu Departamentowi Więziennictwa o odszkodowanie za  uszczerbek na zdrowiu spowodowany więzienną dietą. Pozew finansowany przez Weston A. Price Foundation, organizację propagującą tradycyjne sposoby żywienia i demaskującą szkodliwość żywności przetworzonej, ciągnie się już kilka lat.

Według prawnika Garyego Coxa (reprezentującego poszkodowanych), sposób żywienia więźniów w Illinois jest karą zbyt okrutną i jest pogwałceniem 8 poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, która brzmi: „Nie wolno żądać nadmiernych kaucji ani wymierzać nadmiernych grzywien albo stosować kar okrutnych lub wymyślnych.”

Pomyślałby ktoś, że ci biedni więźniowie jedzą gwoździe, albo przynajmniej żyją o chlebie i wodzie. Nic bardziej mylnego. Na stołówce są i kotlecik z pyrami w sosiku, i kluseczki, i kiełbasa, i szynka, i ser, a nawet różnego rodzaju wypieki. Zupełnie jak w pensjonacie. Jest tylko jedno małe „ale”. Prawie wszystko bazuje na soi. Kotlety są z soi, sos do spaghetti jest z soi, „polska” kiełbasa jest z soi, sery są z soi, wypieki są z mąki sojowej i tak dalej, i tak dalej.  Jak się okazuje 10 tysięcy więźniów w Illinois spożywa blisko 100 gramów białka sojowego dziennie pod różną postacią (cztery razy więcej niż zalecenia Amerykańskiego Biura ds. Żywności i Leków).

Soja, choć pochodzi z Azji, jest dzisiaj powszechnie uprawiana w USA. Tutaj uchodzi ona za źródło pełnowartościowego białka, nienasyconych kwasów tłuszczowych, witamin z grupy B i składników mineralnych. Panuje przekonanie, że produkty sojowe obniżają poziom cholesterolu, łagodzą objawy menopauzy, chronią przed miażdżycą i chorobami serca. Gdzie tu więc krzywda?
A jednak dzięki gubernatorowi Illinois Rodowi Blagojevichowi, którego kampania wyborcza była sponsorowana przez Archer Daniels Midland (giganta wśród producentów olei i mąk sojowych)  mamy oto przeprowadzony na wielką skalę eksperyment na ludziach i odpowiedź na pytanie, czy codzienna szklanka mleka sojowego i solidna porcja tofu mogą nam zaszkodzić?

Ano mogą. I to bardzo.

Na diecie sojowej więźniowie zaczęli chorować i pojawiać się w ambulatorium a to z biegunką i wymiotami, a to z wysypką, a to z palpitacjami serca, a to z wyziębieniem organizmu, a to ze zmianami neurologicznymi. Do tego dochodziło łysienie, zmiany emocjonalne, znaczne przybieranie na wadze, nabrzmiałe piersi i problemy z erekcją (w tradycyjnych klasztorach buddyjskich serwowało się tofu, aby zmniejszyć libido mnichów).

No cóż, nie od dziś wiadomo, że soja jest szczególnie niebezpieczna dla mężczyzn. Świadczą o tym chociażby częste zaburzenia dojrzewania płciowego i niedorozwój narządow płciowych u chłopców karmionych mlekiem sojowym w okresie niemowlęcym.


Według lekarza medycyny Davida Brownsteina i toksykologa Mika Fitzpatricka, powołanych ekspertów w procesie, ilość białka sojowego podawana więźniom przyczynia się do zaburzeń gastrycznych i hormonalnych.

Ja uważam, że powinno być jak na Florydzie. Tam więźniowie produkują żywność dla siebie.  Nie tylko uprawiają brokuły, kukurydzę, kapustę, paprykę, ziemniaki i marchewkę, ale i uczą się podstaw rolnictwa, co w przyszłości okazuje się być pożyteczne w powrocie do społeczeństwa i zdobyciu pracy. A i podatnik się przy tym cieszy (za oficjalny powód decyzji o wprowadzeniu żywności sojowej do więzień w Illinois podano cięcia budżetowe). 

Powinno się pójść nawet krok dalej. Więźniowie powinni produkować nie tylko tyle by sami mogli się wyżywić, ale i tyle by sprzedać nadwyżki i zysk przeznaczyć na utrzymanie zakładów karnych. Czyż to rozwiązanie nie byłoby piękne? 

Tymczasem choć gubernator Florydy Rick Scott  w zeszłym roku odnotował oszczędność ponad 5 milionów dolarów w budżecie, wynikającą z produkcji żywności przez więźniów, nie otrzymał on zgody na przeznaczanie połowy zysku na modernizację i dalszą rozbudowę tego projektu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz