Dawno, dawno temu, ponad cztery miliony lat temu, pojawiła
się pierwsza pierwotna forma człowieka. Był nim Australopitek - taki strasznie
owłosiony kurdupelek, który mierzył mniej niż 1 metr wysokości. Biegał on sobie
po prehistorycznym Afrykańskim lesie i wcinał to, co mógł znaleźć. Raz zjadł
sobie listek, raz robaczka, a raz tłustą larwę zakąsił owocem. Jego mocne zęby,
masywna szczęka i długaśne jelita były świetnie przystosowane do żucia i trawienia
surowych, włóknistych roślin. I wszystko byłoby pięknie, gdyby klimat nie zaczął dawać Australopitkowi w kość pod koniec pliocenu. Zaczęło się osuszać i oziębiać.
Spadek temperatury doprowadził do rozrostu sawanny kosztem gęstych lasów. Australopitek
polegał tylko na dżungli i tym podpieczętował swój smutny los.
Naszczęście niektóre człekokształtne przystosowały sie do
zmian środowiska wychodząc z lasu na sawannę. Pojawił się Homo Erectus, czyli “małpolud wyprostowany”. Jak sama nazwa mówi,
stanął na dwóch nogach, wyprostował się i tym zwiększył swoje pole widzenia ponad
trawami. Na sawannie, było trudniej o warzywa i owoce, za to mięsa było pod
dostatkiem. Trzeba było tylko sobie je upolować. A ponieważ Erectus ręce miał
już wolne, mógł sobie pozwolić na używanie narzędzi. Stał się myśliwym.
Małpolud polował na gady i małe ssaki. Był wszystkożerny.
Pałaszował dzikie owoce, jajka, insekty, w zasadzie wszystko co mu wpadło w
ręce. Ale przede wszystkim liczyło się mięso, tłuszcz i organy wewnętrzne
zwierząt. Mięso nie tylko dostarczyło masę kalorii, energii i skladników odżywczych,
przede wszystkim było łatwiejsze i szybsze do trawienia. Idealny budulec dla masy
mięśniowej i mózgu. I tak Homo Erectus był wyższy, silniejszy i miał o 60%
większą pojemność czaszki niż Australopitek. Większy mózg umożliwił rozwój
inteligencji, a co za tym idzie lepsze narzędzia, lepsze techniki polowania
oraz umiejętność rozniecania ognia. Homo Erectus nie tylko mógł przetrwać zimy,
mógł także migrować.
Klimat zmieniał się jak chorągiewka na wietrze. Raz było ciepło, raz zimno, raz sucho, raz wilgotno. Przy każdej
zmianie ginęły jedne gatunki, a na ich miejsce przychodziły nowe.
200 tysięcy lat temu pojawili się nasi najbliżsi, wymarli już krewni – Neandertalczyk i Homo Sapiens. Obaj polowali, choć różnymi technikami. Tym razem na duże zwierzęta takie jak bizon, mamut, mastodon,
czy włochaty nosorożec. Wprawdzie duże ryzyko, ale za to jaki zysk! Gra warta
była świeczki, szczególnie że dwie trzecie kalorii Homo Sapiens pochodziło od
zwierząt. Póki klimat sprzyjał człowiek pierwotny żył jak pączek w maśle.
Jedzenia było pod dostatkiem. A to udko mamuta, a to łopatka bizona, a to wątróbka niedźwiedzia. Do tego jajka, insekty, owoce, a nawet miód.
“Era wielkich ssaków” nie trwała wiecznie. I tym razem nastąpiły zmiany, zmiany, zmiany. Giganty zaczęły wymierać i na scenę wkroczyły małe zwierzęta. Dobre czasy dla praczłowieka się
skończyły. Teraz trzeba było się nabiegać, namęczyć, napocić, żeby upolować
małego jelonka. Tyle zachodu o nic. Przestało się to opłacać. Musiał istnieć lepszy sposób na napełnienie brzucha.
I tak pojawiło się rolnictwo. Ten sam klimat co wytępił duże zwierzęta, zaowocował w pszenicę, jęczmień, żyto i ryż. To co wyglądalo
kiedyś nieciekawe i niejadalnie dla wielkich myśliwych nagle w świetle głodu nabrało
innych braw. Trzeba było tylko opanować sztukę uprawy roli do mistrzostwa,
pozbyć się szkodników i pleśni i przede wszystkim opracować sposób
przyrządzania. Bo takie prosto z pola to przecież niejadalne. Jedno jest pewne
nasi przodkowie mieli doskonałą motywację. I tak wymyślili placki chlebowe, a my do tego dodaliśmy pączki, słone
paluszki i piwo.
O różnym czasie, w rożnych miejscach nastąpiła rewolucja
rolnicza. 10 tysięcy lat p.n.e. pojawiła się w Azji i na bliskim wschodzie pszenica.
Zaraz po niej jęczmień. 7 tysięcy p.n.e. udomowiono ryż w Chinach. 1000 lat p.n.e. żyto z chwastu pszenicy i jęczmienia zmieniło się w wartościowe
zboże. 5000 lat p.n.e. rolnictwo było znane już na każdym kontynencie z wyjątkiem Australii.
Podstawą diety stały się zboża i kasze, które uzupełniano roślinami strączkowymi i warzywami. Przy tej samej masie, zboża dostarczały więcej kalorii niż mięso, które stało się produktem luksusowym. W średniowieczu obecne było na stołach elity. Mięso kosztowało czasem cztery razy tyle co chleb. Dopiero po wybuchu epidemii dżumy w Europie, zdziesiątkowaniu ludności, wzroście płac i zwiększeniu ilości pastwisk, mięso powróciło na stoły ludzi biedniejszych.
Dziś człowiek ma dobry dostęp do mięs, a mimo to zboża stawia na pierwszym miejscu. Najlepszy budulec zepchnął na bok i zastąpił go produktem zawierającym substancje szkodliwe takie jak: gluten, kwas fitowy, lecytyny itp. I choć człowiek ma teraz jedzenia pod dostatkiem, to tak naprawdę głoduje, gdyż postawił na ilość, a nie na jakość kalorii. Ale to już inna bajka...
Na blog trafiłem poprzez Krulpik'a ... Jestem bardzo podbudowany, że są jeszcze tacy, którzy zauważają pewne oczywistości jeśli chodzi odżywianie się... Ja sam co prawda "przejrzałem na oczy" pod koniec zeszłego roku i do tej pory zauważam same superlatywy po wprowadzeniu zmian ale najbardziej w tym wszystkim przerażające jest to, że wszyscy bezkrytycznie "łykają jak młode pelikany" to co im się przedstawia... Odnosi się to do niestety do wszystkiego...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Irek M
Niestety masz rację. Ludzie łykają takie rzeczy z niewiedzy, naiwności a czasami po prostu z lenistwa. A co do artykułu. Ja na przykład czuję się dużo lepiej po tłustym kotlecie niż po pajdzie chleba.
Usuń